Pomiędzy Neapolem i Sorrento, u podnóży Wezuwiusza rozlegają się starożytne resztki miasta POMPEI.
Niezwykłe to wrażenie, przejść przez ich wrota i wpleść się niejako w starożytną historię.
Dzień był upalny, żarliwy, wręcz gorąco lało się z nieba antycznym słońcem na moje ciało, moje myśli i starożytne miasto,
które w mojej głowie na nowo zaczęło żyć i fantazjować w swej pierwotnej okazałości.
Wąskie uliczki, ogromne place, świątynie, termy i teatry ożyły w swym zgiełku.
Nadsłuchiwałam tupotu koni, muzyki nimf i siły władcy, który zaprosił mnie na wieczystą kolację.
Ubrałam się strojnie w czarną suknię mimozycznej bogini wszystkich żywiołów ponad ziemskich i z uwzględnieniem swych możliwości,
Pozwoliłam sobie na małe poddanie tego wieczoru.
Chciałam by zawładnął mną ktoś silniejszy i większy, mądrzejszy i nieobliczalny w swej mocy.
Chciałam wiedzieć, jak to jest, być poddaną i dawać ponosić się lukrecjom poczynań ziemskich.
Gdy przysłano po mnie konie, czekałam na mozaikowej posadce, stąpając lekko wokół małego baseniku i bożków, strzegących mego gościnnego domostwa.
A gdy dotarłam do Sali tronowej otoczonej monumentalnymi kolumnami, poczułam wzniosłość sytuacji.
Otóż on w otoczeniu innych bogów i nimf, zaprosił mnie do głównego tronu.
Poczułam rozkosz zachwytu. Napawałam się widokiem pięknych ciał, osnułam wrażeniem przepychu i zarozumialczej swobody biesiadujących istot.
Nagle na środek Sali wystąpiły dwa ogromne lwy, kłaniając się nam, wydając przy tym bezkresny ryk w otchłań nocy.
Zwieńczeniem uczty było zaproszenie do karawany, wiodącej nas do sławetnych term, które za dnia zapraszały całe okolice.
Teraz jednak, wieczorną porą, skierowane były na uciechy władców.
Jakże niesamowitym zaskoczeniem były termy, a w nich sadzawka, wśród fontann z freskami i kopulastym dachem, w miętowej kolorystyce z różowymi zdobieniami. A sama sadzawka miała kolor jaśniutkiego delikatnego odcienia pistacji lazurowej.
Za czasów starożytnych panowie chadzali do term, by się ochłodzić, natomiast tylko dla białogłowych panien, wody termalne nie były chłodzone, a wręcz podgrzewane, gdyż one nie lubiły zimnej wody, ( zresztą do dziś nie lubią)
Otaczające freski, insynuujące upojne igraszki miłosne , przedstawiające sceny zabaw erotycznych, rozpościerały wizję nadchodzącej nocy.
Błękitna woda okalała me ciało a inne nimfy pod wezwaniem Venus, głaskały nawzajem swe długie włosy, gładkie ręce i białe jak wypolerowany marmur, nabrzmiałe piersi.
To jak moje sny o zagłębieniu termalnym jakie doznałam jeszcze z 6cioma innymi kobietami. Razem było nas 7 w okrągłej sadzawce. Otaczało nas pomarańczowo-różowe zachodzące słońce i blask ich promieni, odbijających się w lazurowej wodzie sadzawki, wpadających przez okrągły dach kopuły wypełnionej freskami.
Śpiewy nimfie połączyły nasze ręce i dłonie, tworząc okrąg siedmioramienny i siłę większą, niż najpotężniejsza burza.
Tylko wulkan mógłby ją rozerwać, choć w efekcie zastygnięcia zespolić na wieki.
Cóż to za szlachetny dar miewać takie sny, które przenoszą w zakątki świata, które już się wydarzyły, a może wydarzą się jeszcze w innym wymiarze.
Nasze długie włosy plątały się między naszymi ciałami, łaskocząc delikatnie nogi.
Emanowałyśmy radością i natchnieniem oraz odwagą do przyszłych czynów.
Niesamowite wrażenie, gdy ujrzałam tą sadzawkę na żywo w Pompejach.
Czyżby moja wyobrażnia zrodziła się z przeszłości?
To jest zagadka, która towarzyszy mi przez całe życie, stawiając przed niezwykłymi pytaniami.
Słysząc w oddali dżwięki muzyki, oddawałam się nadal konwulsjom relaksacyjno uzdrawiającym me ciało i duszę i czekałam co wydarzy się wkrótce.
Mój władca nakazał wypłynąć innym nimfom do pobliskich sadzawek , by sam wchłonąć się do mojej.
Nasze ciała unosiły się lekko nad turkusową spienioną wodą, a oddechy traciły potęgę.
Powoli lżały, by znów unieść się w spienieniu mocnym.
Wielcy strażnicy w białych tkaninach, owiniętych wokół bioder wynieśli nas do kopulastej przebieralni, gdzie poddana zostałam przystrojeniu wyjątkowemu.
Natarto mnie olejkami różanymi i założono diadem na głowę, bym mogła uczestniczyć w wielkim wydarzeniu teatralnym.
Finiszując wieczór przypominam sobie fanfary, muzykę wybrzmiewającą w mym sercu i tęsknotę za tym czasem.
Gdy dziś w nowożytnym odkryciu Pompei doznajemy tego miejsca, skupmy naszą wyobrażnię, by przenieść się w fantazji do tych niesamowitych czasów.
Czasów, w których organizacja życia była na wyższych poziomie niż ówczesny.
Doznanie moje kończę bezkresem amfiteatru, w którym zaśpiewałam fragment
ulubionej opery Bizeta, by sprawdzić akustykę.
Natchniona pora i miejsce, by sprawdzić swoją odczuwalność .
Swoją powinność.
Gdy żar leje się z nieba i pragniesz wody niż niczego bardziej na świecie,
Oddaj się całej fantazji, jak cię omami.
To piękne chwile, gdy możesz doznawać czegoś niezwykłego na ziemi.
Czasem wystarczy otworzyć oczy we śnie.
I widzieć więcej niż inni.
A realizacja stanie się łatwiejsza niż myślimy.
Ps. Tym, którzy spodziewali się opisu Pompei, polecam przewodniki z księgarni.
Tutaj pozwólcie sobie na doznanie innego wymiaru 😊