MROCZNA POKUSA CZY WYBITNA WŁADCZOŚĆ – Transylwańska historia nieludzka

Tuż nieopodal karpackiego podgórza Transylwanii, w okręgu Brashow, a dokładnie w cudnie urokliwym miasteczku Bran, znajduje się zamek Draculi.

 

Jakże to proste i niczym nieskalane pojęcie, kojarzące się raczej ze sfilmowanym horrorem, niż rzeczywistością.

20180703_175448[1]

A jednak działy się tu naprawdę rzeczy, których nie sposób ujarzmić w dzisiejszych okolicznościach.  Hospodarz ów Drakula, czyli najpierw  ojciec  Vlad Dracul  ( Wład Diabeł )  a potem jego syn Vlad Palownik , który z czasem uzyskał przydomek Draculea – czyli syn Diabła,  krwawie i okrutnie odznaczyli się w swojej historii. W ów czasach XV wieku Transylwania prowadziła niezliczone walki w obronie przed Tureckim Sułtanem i austriackimi Węgrami. Vlad Palownik zwykł zabijać swoich jeńców poprzez palowanie ich ciał wokół wsi. Takie krwawe finisze więc tylko podkręciły jego przydomek, lecz czy miały też rzeczywisty diabelski oddźwięk?

Jest prze wiele różnych historii, które opisują życie samego Drakuli, jego walki, zarządzanie Państwem, potem żona i dzieci…

I choć trudno to sobie nawet uzmysłowić, jak krwawe i wręcz rzeźnicze były kary Vlada, to na ten czas, w którym żył, było to rodzaj walki , w swej prymitywnej i strasznej odmianie.

 

Ale choć w  dzisiejszym czasach  jego zamek stanowi turystyczną  gratkę, wystawiony nieoficjalnie na sprzedaż w prywatne ręce,  to podjeżdżając w kierunku słoniących się  na ciemno grafitowy kolor  Karpat, czuje się  odzew ciemnej przeszłości, ziemię nasączoną litrami krwi,  jakby pamiętającej okrutne  rzeżnie, jakie miały tam miejsce.

Legendy przytaczają, że sam Vlad Palownik był tak okrutny, że potrafił ucztować wśród tysięcy nabitych jeńców na pale, słuchać ich jęków, bałamucić jakąś młodą córkę rodziców, którzy już konali na palach, a potem zabić ją i wypić jej krew ze złotego kielicha, jako uczczenie własnego zwycięstwa.

Wyobrażnia pozwalająca na wydobycie tej atmosfery aż przytłacza, lecz gdy wejdziemy świadomie w dzieje ówczesnych czasów XV wieku, możemy doznać zupełnie innego oświecenia myśli.

 

Otóż będąc pod permanentną wojną z Turkami i Węgrami, Vlad prowadził niezwykle skuteczną politykę wewnątrz państwa  i okazał się niezwykle przebiegłym                      i bystrym strategiem. Metody jakie podejmował miały na celu odstraszenia kolejnych napaści wrogów, ale jak na tamte czasy widać i tak nie przeszkadzały, by dokonywać kolejnych napadów z nienacka.  Gdy po 14to letniej niewoli i wygnaniu schwytany przez Węgrów, w końcu wrócił na swe wołoskie włościa jako zdobywca i wielki władca, założył nawet rodzinę, poślubiając niejaką Justynę Szilagyi de Horogszeg, która urodziła mu dwóch synów. Ostatecznie więc wspierany  militarnie przez  Węgrów i Mołdawów, dostąpił też pokonania Turków.

Ta niezwykła, wydawać by się mogło wręcz straszna historia napawa do myśli o naturze ludzkiej i jej pochodzenia. Dlaczego był taki okrutny?

Żył jak normalny człowiek, w zamku wybitym na skale, posiadał komnaty dzienne, sypialnie, biblioteki , a jednak dokonywał tak krwawych czynów.

Zawsze musimy wiedzieć, że robimy coś w imię czegoś.

Podczas gdy ów Wlad robił to w imię utrzymania swej władzy i Państwa.

Podążając dzisiaj jako turystka w stronę jego zamku, roztaczają się wzdłuż drogi herby z wizerunkiem nadzianych na pale jeńców.

Jednak nie odczuwa się przy tym nienawiści do Drakuli, a raczej małość w stosunku do jego wielkości.

Okala tu taka atmosfera, jakby sam Drakula pilnował twojej wizyty i sam wybierał sobie towarzysza/ towarzyszkę odwiedzin, wokół których roztacza swój czarny płaszcz.

Jako że dotarłam pod zamek dość póżnym popołudniem , nie spodziewałam się, że do niego jeszcze wejdę… ale jak to na moc moją szczęśliwą przystało, weszłam w 2wie godziny po oficjalnym zamknięciu zamku dla zwiedzających!

Jakże niezwykłe doznanie, gdy ma się świadomość uczestniczenia w czymś, co niedostępne dla innych.

Doznałam więc zamku niezwykle głęboko, w towarzystwie mojej towarzyszki podróży i nieznużonej orędowniczki sesji zdjęciowych 😊

Co się potem okazało, setki ujęć wykonanych wokół mojej osoby, ukazały niesamowite zawirowania czegoś.

Robiąc zdjęcia, towarzyszka moja wiedżmińska  ( naprawdę ma takie umiejętności i dar). Zauważyła że krąży wokół mnie jakiś duszek.

Poruszał się za mną w różnych miejscach zamku. A najlepiej widoczne jest to na zdjęciach z tajemniczego przejścia między salonem do biblioteki, gdzie to pomarańczowe światełko widać jak lata wokół mnie.

 

Coś poczułam jakby nie z tej ziemi. Lecz nie sądzę by był to sam Drakula, raczej to jego żona, która opatuliła mnie swą  kobiecą mięciutką troską.

IMG_5403

Jakby przekazała mi swoje berło, bym czuła się tu dobrze i bezpiecznie.

I tak też było. Wędrowałam po największych zakamarkach zamku, wgłębiając się w jego historię, a duch nałożnicy Drakuli wodził mnie za ramię i umilał mój czas.

Jako delikatna białogłowa czułam zimną moc, która rozpierała się wokół mnie niezwykłym ciepłem.

Stąpając po kilkusetletnich kamiennych i drewnianych posadzkach, doznawałam mrocznego natchnienia.

IMG_5496

 

Dziwnym trafem, choć działanie to było zamierzone z mojej strony, znikła z mojej ręki czerwona bransoletka ze sznurka, którą przywiozłam z Meksyku i założyłam ją jako amulet na odstraszenie złych duchów, kajających się po zamku.

Miałam ją na sobie , oprócz srebrnej biżuterii ( między innymi krzyżyka – też z Meksyku). Czyżby Duch Pani Domu   zabrał ją sobie ode mnie jako podziękowanie za pozaziemską „ochronę” i tym samym przeniósł moc z jednej półkuli na drugą?

To wydaje się tak nierealne, a jednak się wydarzyło. Bransoletka znikła, a raczej sama spaść nie mogła, gdyż była mocno zaciśnięta wokół mojego nadgarstka.

Po wizycie  wzdłuż i w szerz  Transylwanii, śmiem jednak twierdzić, iż takie rzeczy się zdarzają. Tym bardziej w miejscach, które nasączone są tak niezwykłą historią.

Ja jako osoba z siódmymi zmysłami, łatwo w to wchodzę, bez strachu ale z wielkim zainteresowaniem. By korzystać z tych zmysłów na co dzień, w podejmowaniu szybkich i strategicznych decyzji, wiary w siebie, w swoją moc i wybicie się do kosmosu.

Tak jak las magiczny nieopodal Kluj Napoka, bezkresy krętych dróg wśród pagórów niezmierzonych, tak magia  i tego bardziej mrocznego miejsca uświadomiły mi jedną ważną rzecz:

Gdy wierzysz w swoje siły, jesteś wewnętrznie silna, nie ma takiej opcji, by ktoś Cię powalił niepostrzeżenie.

Stare duchy i siły będą Ci pomocne, by przezwyciężyć nawet przedwieczne mamroki złej magii.

Zawsze na drodze stają nam takie „potwory”, które są dla nas wyzwaniem, ale dzięki samoświadomości, jesteśmy je w stanie pokonać i umocnić się bardziej.

IMG_5668

 

 

Dziś jestem nadal nowoczesną białogłową, która cieszy się każdym odkryciem, nawet tym małym, które składa się jak puzel w całość życia naszego układanki.

Może na koniec okazać się bardzo wiele. Jeszcze więcej, niż teraz jesteśmy tego świadomi.

Także warto budować swoje doświadczenia, stawiać czoła niezwykłym możliwościom, przezwyciężać strach i iść naprzód.

Natchnione pozdrowienia z Bran, urokliwego miasteczka, gdzie dusza Drakuli i jego bliskich wciąż hula i ma się lepiej niż kiedykolwiek.

A takie pozaziemskie przyjażnie też mogą się kiedyś przydać 😊

20180703_175449[1]


IMG_5394