Nigdy nie można sądzić, że nie wyląduje się w zadziwiających miejscach…
Tak jak ja, osoba która nie zamyka się na przygody i odkrywanie świata, nie przypuszczałam, że któregoś dnia wyląduję w najświętszym i najstarszym miejscu kultu – hiduskim VARANASI
A jednak tak się stało…
To był magicznie poruszający czas, a ja czułam się, że śnię lub lśnię w rzeczywistości.
Po ciężkiej wyprawie biznesowej na targi w New Delhi i okolicznych fabrykach, zdecydowałam się na odwiedzenie miejsca, gdzie ręcznie tkane dywany, to sposób powszedniego zarabiania na życie.
DŁugo znany mi producent, zaprosił mnie do swoich fabryk , które mieszczą się w okolicach Holly Citi of Varanasi.
Miejsce niezwykłe, do którego wrócę za moment … ale muszę też opisać niezwykłość w ogóle całego miejsca i odkrycia, jacy ludzie są dobrzy, jednocześnie sterując ogromnymi biznesami.
Nie ujawnię tu nazwy firmy ani nazwiska rodziny z przyczyn oczywistych, natomiast nie mogę oprzeć się opisaniu jak wielkie serca mają ludzie, którzy poznali cały świat i wrócili do swojego miasta i okolic, by tam szerzyć naukę, rozwój medycyny i biznesu.
Otóż człowiek, ojciec rodziny głęboko osadzonej w religii muzułmańskiej przebywszy cały świat w poszukiwaniu szczęścia, wraca do małej wioski … by tu powierzyć siebie.
Rozbudowując ogromny biznes, zakłada też rodzinę, w której rodzi się 7mioro dzieci.
Każde z nich z góry dostaje zadanie na rozwój życia i realizację planu głowy rodziny.
Swoje dzieci posyłam od wczesnych lat do zagranicznych szkół i na studia, wykształca ich na lekarzy, prawników i biznesmenów.
W efekcie dzisiaj, każde dziecko rozwijając siebie, realizuje plan ojca, który chartatywnie pobudował dwie szkoły, nadal je utrzymując i gwarantując naukę biednym dzieciom.
W budowie jest nowy szpital, obok już dziś funkcjonującej kliniki, gdzie najbiedniejsi znajdują pomoc – bezkosztowo – bez ubezpieczenia
Jego biznes dywanowy – kontynuują dwaj kolejny synowie, którzy doprowadzają go do światowego sukcesu w branży i uznania producenta wśród najsławniejszych marek interior i fashion. ( min włoskie i francuskie firmy jak i amerykańskie produkują właśnie tam!
Co za niesamowitość !
Już sama myśl jest podniecająca. Jak wyobrazić sobie mogę to miejsce, tych ludzi, warunki —- nie mogę
Muszę tam jechać.
Ląduję na małym domestic lotnisku w mieście Varanasi, z którego odbierają mnie i moich towarzyszy szoferowie w wypolerowanych najnowszych modelach terenowych indyjskich samochodów, wyróżniająych się znacznie na tle pozostałych.
Jadąc w luksusowych warunkach mijam tak biedne wioseczki i domostwa, jakie tylko można ewentualnie podejrzeć w telewizji.
Nie wyobraża się sobie w normalnym życiu, że można tak jeszcze mieszkać. Domostwa z gałęzi i tektury, pola uprawne, gorąco, krowy wraz z ludżmi w tych samych zagrodach
…
Aż wreszcie dojeżdżamy do jakby miejsca kolonialnego z XIX wieku.
Przed nami rozpościerają się gustowne rezydencje z wielkimi tarasami, kolumnami, markizami ….
Dojeżdżamy do ogromnej posiadłości, która zawiera dom, showroom, magazyny, biura , wszystko jakby ułożone jak zamczysko, które za murami zawierało wszystko.
Wysiadam z samochodu, dostaję osobistego „towarzysza”Idziemy na lunch przygotowany przez własnych kucharzy, w jadalni usytuowanej koło showroomu.
Wchodząc tam, czuję bogactwo w powietrzu, czystość jak kryształ i aksamit
Smakowite jedzenie i zapachy.
Przechodzimy do biznesu. Wybieramy dywany, ustalamy kolorystykę i design i kolej na odwiedzenie fabryk, gdzie odbywa się magia ręcznego tworzenia dywanów.
Wszystko w warunkach „ naturalnych „ i totalnie oderwanych od rzeczywistości, gdzie tkanie ogromnego dywanu wykonują 3 osoby jednocześnie, tworząc wzór, który ani w cm nie odbiega od tego, który wykonuje go jednocześnie obok.
Pranie w kanale i suszenie na trawiastych powierzchniach, a następnie ręczne strzyżenie powierzchni przez zespoły mężczyzn sprawiają, że przenosisz się naprawdę na plan czasów kolonialnych, gdzie ludzie wykonują ręcznie niesamowite prace.
Jadąc wioskami od firmy do firmy, widać że właściciele są tu powszechnymi magnatami, którzy dają wioskom elektryczność, szkoły i darmowe leczenie.
Dojeżdzamy również do niesamowicie nowoczesnych i technologicznie rozwiniętych fabryk z maszynami tkaczymi. Te również tam są/
Jestem pod wrażeniem tak wielkim, że wydaje mi się to jak sen, jak przeniesienie naprawdę w rzeczywistość sprzed 100lat pomieszaną z teraźniejszością.
Zwieńczenie dnia w typowej village restaurant domyka natchnienie.
Bo oto wchodzimi do domu sprzed 400lat i spożywamy kolację w najstarszym stylu hinsuskim.
Jadło podawane jest na grubych drewnianych pniach, a na nich talerze z liści bambusa. Picie i zupy podawane w cieniutkich glinianych ceramikach, u wejścia ogromnie piece i paleniska, na których przyrządza się jadło.
W oczekiwaniu natomiast można ułożyć się wygodnie na średniowiecznych leżakach, na których niegdyś zwykli spać hindusi…
Jemy rękoma, w otoczeniu wystrojone rodziny przyglądają się nam ale używają też iphona 😊
Chcą mnie fotografować, bo nieco odróżniam się od nich. Właściciel nie pozwala, dbając o prywatność i bezpieczeństwo.
Czuję się , że film rozkręca się na dobre
A magia dopiero się zaczyna …
Następnego ranka pobudka o 4:30 😊